
Wakacje w Polsce mają swój urok – blisko, swojsko, często sentymentalnie. Ale coraz częściej pojawia się pytanie: czy rzeczywiście warto? Gdy ceny w rodzimych kurortach zaczynają przewyższać te z Dubaju czy Barcelony, trudno nie zareagować z niedowierzaniem. Sopot – ikona nadmorskiej elegancji – w tegoroczne lato przebił wszystkie prognozy i… cierpliwość wielu podróżnych.
Tydzień w Dubaju tańszy niż trzy dni nad Bałtykiem
W teorii urlop nad polskim morzem miał być opcją bezpieczną, przystępną i klimatycznie znajomą. W praktyce okazuje się, że za trzy noclegi dla dwóch osób w Sopocie podczas sierpniowego długiego weekendu trzeba zapłacić średnio 896 zł – i to tylko za spanie. Do tego dochodzą ceny jedzenia, atrakcji, pamiątek, a czasem nawet parkingu. Tymczasem w tym samym czasie Dubaj oferuje nocleg za 515 zł, a Barcelona – 811 zł.
Brzmi absurdalnie? Z punktu widzenia kosztów – jak najbardziej. Ale warto zadać pytanie: czy Sopot to nadal tylko miasto, czy już symbol? Może płacimy nie za standard, lecz za mit, który zbudowano wokół kilku nadmorskich uliczek, drewnianego molo i klimatu, który bywa bardziej listopadowy niż letni.
Inne kierunki też nie są tanie, ale mniej szokują
Sopot bije rekordy, ale inne miejscowości wcale nie pozostają daleko w tyle. W Łebie koszt pobytu sięga 623 zł, we Władysławowie 575 zł, a w Zakopanem – 536 zł. Wybór kierunku nie jest więc już wyłącznie kwestią gustu, ale często chłodnej kalkulacji.
Gdy w grę wchodzą tysiące złotych za kilka dni wypoczynku, Polacy coraz częściej spoglądają na mapę świata z nowym filtrem: pogodowym i finansowym. A Dubaj? Choć brzmi egzotycznie, przestaje być synonimem luksusu nieosiągalnego. Jeśli zarezerwować z wyprzedzeniem, bez wielkich oczekiwań, można wypocząć w cieple i słońcu za mniej niż w Polsce – i to w środku sezonu.
Kiedy urlop staje się grą w ciuciubabkę
Wydaje się, że planowanie wakacji w Polsce zaczyna przypominać próbę rozszyfrowania niewidzialnej mapy pułapek. Niby wszystko znane, przewidywalne, „na miejscu” – a jednak drogie, niepewne i obarczone ryzykiem pogodowej katastrofy. Czy to znaczy, że mamy odpuścić Bałtyk? Niekoniecznie. Ale może warto choć raz zatrzymać się i zadać sobie pytanie: co dokładnie kupuję, rezerwując urlop w kraju?
Bo jeśli odpowiedź brzmi: „nocleg za prawie 900 zł i widok na chmury” – być może pora przemyśleć kierunek. Choćby po to, żeby po powrocie nie łapać się za głowę.