W cieniu GRU. Nowa jednostka Putina i milcząca wojna z Europą

Niepokój rozlewa się po Europie niczym tusz w wodzie — bez huku, bez komunikatów, ale za to z wyczuwalnym napięciem. Rosja powołała nową, tajną strukturę wywiadowczą, która już teraz ma mieszać szyki europejskim służbom. „Departament Zadań Specjalnych” (SSD), działający pod auspicjami GRU, to kolejne narzędzie rosyjskiej wojny hybrydowej, której celem jest nie tylko zastraszenie, ale i rozkład struktur demokratycznych od środka.

Rosja w ofensywie: bez wojny, ale z ofiarami

Według doniesień ukraińskich i zachodnich mediów, SSD to jednostka, która łączy cyberataki, sabotaż i operacje wywiadowcze w jedno spójne, ofensywne narzędzie. Zdolność do działania jednocześnie w wielu krajach, wykorzystywanie fałszywych tożsamości i nowoczesnych technologii — wszystko to składa się na obraz wysoce wyspecjalizowanej komórki, która nie potrzebuje wypowiedzenia wojny, by siać chaos.

Działania SSD mają charakter systemowy. To nie są incydenty, to polityka. Zintegrowane ataki — łączące sferę cyfrową z fizycznym sabotażem — mają destabilizować państwa NATO i wpływać na ich decyzje polityczne. Czasem w tle słychać jedynie trzask serwerów i błysk ekranów, innym razem — jak twierdzi „The Wall Street Journal” — słychać odgłosy przygotowywanego zamachu. Wspomniano m.in. o próbie wysadzenia samolotów transportowych DHL. Jeśli to prawda, mamy do czynienia z działaniami, które mogą prowadzić nie tylko do strat finansowych, ale i ofiar śmiertelnych.

SSD – nowy KGB w cyfrowej erze?

Rosja wraca do starych metod, ale w nowym opakowaniu. Profesor Lance Hunter z Uniwersytetu Augusta mówi wprost — SSD to „KGB 2.0”. Nie tylko w sensie strukturalnym, lecz także ideologicznym. Celem nie jest wyłącznie gromadzenie informacji, ale aktywna ingerencja — prowokacja, destabilizacja, zacieranie śladów.

Siedziba jednostki znajduje się w znanym z czasów ZSRR kompleksie wywiadu wojskowego — „Akwarium”. To tam mają pracować najlepiej wyszkoleni oficerowie Kremla, którzy dziś nie rzucają cieni na ściany przesłuchań, ale ukrywają się za firewallami i kontami „anonimowych hakerów”. To nie są amatorzy. To nowa elita rosyjskich służb, która łączy kompetencje wojskowe, technologiczne i psychologiczne w jedną, precyzyjnie działającą maszynę.

Jeśli coś może dziś podważyć sens istnienia wspólnoty transatlantyckiej, to właśnie taka jednostka — działająca z ukrycia, rozmywająca granice odpowiedzialności, podważająca podstawowe zaufanie do instytucji, służb i mediów.

Europa pod ostrzałem, którego nie widać

Choć oficjalne informacje o SSD są nadal szczątkowe, zachodnie wywiady i media coraz częściej identyfikują wspólny mianownik w incydentach rozgrywających się od Skandynawii po Bałkany. Z pozoru przypadkowe włamania, awarie systemów, sabotaże — zyskują nowy kontekst. Eksperci nie mają wątpliwości: działania te nie są dziełem rozproszonych aktywistów czy idealistycznych hakerów. W tle majaczy cień GRU i coraz wyraźniejsze kontury SSD.

To nie jest jeszcze wojna — przynajmniej nie w klasycznym sensie. Ale być może powinniśmy już przestać mówić o pokoju. SSD działa cicho, skutecznie i z premedytacją. Europa nie stoi przed nowym zagrożeniem. Ona już w nim tkwi — tylko jeszcze nie wszyscy to zauważyli. Czy rzeczywiście dopiero kiedy pojawią się ofiary śmiertelne, zaczniemy mówić o tym, że ktoś przekroczył granicę? A może to właśnie granice — polityczne, moralne i logiczne — stały się dziś tylko cienkimi liniami na mapie, które SSD ma za zadanie rozmyć?

Zostawić wszystko w sferze „prawdopodobnie” to już dziś za mało. Bo nawet jeśli nikt nie przyzna się do sabotażu, jego skutki są realne — i polityczne, i społeczne.