
To był wrześniowy koszmar, który zdmuchnął życie całej rodziny jak świecę – cicho, brutalnie, bez zapowiedzi. Wypadek na autostradzie A1 wstrząsnął opinią publiczną nie tylko ze względu na dramatyczny przebieg, lecz również na to, co wydarzyło się później. Dziś historia Sebastiana M., kierowcy BMW, który uciekł przed odpowiedzialnością, nabiera nowego wymiaru – bo zniknął raz jeszcze.
253 kilometry na godzinę i trzy życia w jednej chwili
Na odcinku między Tuszynem a Piotrkowem Trybunalskim rozegrała się tragedia, która na długo zostanie w pamięci Polaków. Śledczy nie mieli wątpliwości – BMW prowadzone przez Sebastiana M. jechało z prędkością co najmniej 253 km/h. Uderzył w tył Kii, którą podróżowała trzyosobowa rodzina. Auto zapaliło się po uderzeniu w bariery – nikt nie przeżył.
Nie był to wypadek, który można uznać za splot nieszczęśliwych zdarzeń. Była tu prędkość, był wybór, była nieodpowiedzialność. Była ucieczka. Sebastian M. opuścił miejsce tragedii i niemal natychmiast zniknął z kraju. Trafił do Dubaju, miasta ze złotem na witrynach i przemytniczymi szlakami za rogiem.
Prokuratura postawiła mu zarzuty – spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz ucieczka z miejsca zdarzenia. Wydano list gończy, a Interpol oznaczył jego dane czerwoną notą. Wydawało się, że w świecie z satelitami, kamerami i bazami danych – nie da się już zniknąć.
A jednak.
Zatrzymanie, areszt, wolność – i tropy, które znikają
Zjednoczone Emiraty Arabskie zatrzymały go i umieściły w areszcie. Sebastian M. odmówił ekstradycji, próbował grać na czas. W lutym 2024 opuścił areszt za kaucją, a sąd zatrzymał jego paszport i zakazał mu opuszczania kraju. Wydawało się, że jego ruchy są pod kontrolą – aż nagle coś się zmieniło.
Minister sprawiedliwości Adam Bodnar ogłosił sukces: ZEA wyraziły zgodę na ekstradycję podejrzanego. To powinien być koniec tej historii – moment, w którym podejrzany trafia w ręce polskiego wymiaru sprawiedliwości. Ale ten scenariusz zdaje się mieć niepokojący dopisek.
Zbigniew Stonoga – postać, której medialne występy bywają bardziej kontrowersyjne niż informacyjne – opublikował wpis, według którego Sebastian M. miał uciec do Iraku. Wpis zniknął, ale cień podejrzenia pozostał. Prokuratura zaprzecza, jakoby wiedziała o jakimkolwiek wyjeździe. Zapewnia, że mężczyzna wciąż znajduje się w ZEA.
Ale detektywi, którzy próbują go namierzyć, mówią coś innego. Pod wskazanym adresem w Dubaju, gdzie miał przebywać, już go nie ma. A czas działa na jego korzyść.
Ucieczka, ofiara, manipulacja – Sebastian M. w roli narratora
W cieniu doniesień o możliwej ucieczce, w internecie pojawił się wywiad. Sebastian M. występuje w nim nie jako sprawca, ale jako ofiara. Twierdzi, że to KIA zajechała mu drogę, zmieniając pas ze skrajnie prawego na lewy. Podważa wyniki ekspertyz, kwestionuje dane z czarnych skrzynek. Twierdzi, że nie jechał więcej niż 160-170 km/h. Zadaje pytania, insynuuje, sugeruje.
To próba zmiany narracji – subtelna, ale wyraźna. Tylko że wokół tej historii nie ma miejsca na relatywizowanie. Bo nie da się rozmyć faktu, że zginęło pięcioletnie dziecko i dwoje dorosłych. I że ktoś odszedł z miejsca zdarzenia, nie oglądając się za siebie.
Dubaj – jak zaznaczają śledczy – nie bez powodu stał się przystanią dla uciekinierów z Europy. Obrót gotówkowy, kryptowaluty, przemytnicze szlaki do Omanu, Jemenu, a dalej – gdziekolwiek. Ucieczka może się udać, jeśli zawiodą ostatnie ogniwa łańcucha.
Lista państw bez umów ekstradycyjnych z Polską jest długa. Ale sama ich obecność na mapie nie musi znaczyć, że sprawiedliwości nie stanie się zadość. Zasada wzajemności pozwala działać tam, gdzie formalności zawodzą.
Pytanie tylko, czy tym razem rzeczywistość nadąży za procedurami. Bo jeśli Sebastian M. zniknie na dobre, nie zniknie przecież pamięć o rodzinie, która wracała z wakacji i nigdy nie wróciła do domu.