Kardynał z wyrokiem chce wrócić na scenę. Watykan w cieniu skandalu po śmierci papieża

Zaledwie kilka dni po śmierci papieża Franciszka, gdy Kościół Katolicki pogrążony jest w żałobie i rozpoczyna przygotowania do konklawe, uwagę świata przykuwa nie tyle duchowy wymiar tej chwili, co kontrowersyjna postać Angelo Becciu. Skazany kardynał chce wrócić do gry i wziąć udział w wyborze nowego papieża.

Czas żałoby, czas napięć

Watykan oficjalnie rozpoczął okres novemidales – dziewięć dni modlitwy i refleksji po śmierci papieża. To czas, który powinien jednoczyć Kościół, przypominać o jego misji i przywoływać wspólną tożsamość. Tymczasem zza murów Stolicy Apostolskiej coraz wyraźniej dobiega szmer politycznego napięcia. Zaczęły się kongregacje generalne, preludium do konklawe. Kardynałowie z całego świata przyjeżdżają do Rzymu, by rozmawiać o przyszłości Kościoła i wybrać jego nowego przywódcę. Ale nie wszyscy uczestnicy budzą zaufanie.

W tym właśnie momencie powraca temat Angelo Becciu – człowieka, którego nazwisko budzi niepokój nawet wśród najwierniejszych obrońców instytucji. Były substytut Sekretariatu Stanu, następnie prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, dziś – skazany za nieprawidłowości finansowe. I to nie za drobne pomyłki, ale za poważne nadużycia dotyczące środków ze świętopietrza.

Gra o wpływy czy walka o godność?

Becciu, choć formalnie pozbawiony wielu przywilejów przez samego Franciszka, dziś twierdzi, że nadal może wziąć udział w konklawe. Brak pisemnego zakazu oraz zaproszenie na kongregacje uznaje za oznaki „cichej rehabilitacji”. Ale czy Watykan rzeczywiście chce go zrehabilitować – czy tylko nie potrafi go zatrzymać?

Włoskie media nie mają złudzeń – określają go mianem „czarnej owcy”, która po latach izolacji wraca do stada. Czy po to, by odpokutować? Czy może, by odzyskać utracony wpływ w najważniejszym momencie dla Kościoła od dekady?

W tle tej historii wybrzmiewa coś znacznie poważniejszego niż osobista ambicja. Pojawia się pytanie o granice odpowiedzialności, o konsekwencje i o siłę instytucji, która z jednej strony głosi przejrzystość, z drugiej – nie potrafi jednoznacznie wykluczyć osoby skazanej prawomocnym wyrokiem.

Czy konklawe stanie się próbą Kościoła?

Becciu nie działa w próżni. Jego obecność na kongregacjach to nie tylko jednostkowa kontrowersja – to test dla całego procesu wyborczego w Kościele. Kardynałowie, którzy przez dekady stanowili bastion autorytetu, dziś muszą zmierzyć się z pytaniem, czy sama hierarchia wystarczy, by bronić wiarygodności wspólnoty.

Coraz głośniejsze głosy mówią o tym, że dopuszczenie Becciu do głosowania może zaszkodzić nie tylko jednorazowemu konklawe, ale też podważyć sens reform, które Franciszek wdrażał z tak wielkim trudem. Trudno więc dziwić się emocjom. W czasie, gdy Watykan powinien być przestrzenią wyciszenia i modlitwy, media na całym świecie już huczą – a niektóre pytania wybrzmiewają głośniej niż dzwony Bazyliki św. Piotra.

Czy Kościół jest gotów zamknąć drzwi Kaplicy Sykstyńskiej przed tym, kto złamał zasady, choć wciąż nosi purpurę?