
Rodzina Martyniuków ponownie znalazła się w centrum zainteresowania mediów. Tym razem nie za sprawą występu na scenie, lecz rozmowy, która poruszyła czułe struny rodzinnych relacji. Daniel Martyniuk opowiedział publicznie o swoim życiu, a jego matka – Danuta – zareagowała z emocją i szczerością, której nieczęsto słyszymy w medialnych wypowiedziach.
Strach przed wyznaniami, duma z postawy
Wywiad, którego Daniel Martyniuk udzielił Żurnaliście, odbił się szerokim echem – przede wszystkim ze względu na osobisty charakter. Syn gwiazdy disco polo nie szczędził słów, wracając do trudnych wspomnień z pierwszego małżeństwa. Użył mocnych określeń, nie ukrywając swojego żalu i rozczarowania. Jego wypowiedzi doczekały się reakcji byłej żony, która zapowiedziała podjęcie kroków prawnych. Tymczasem do sprawy odniosła się również matka Daniela – i zrobiła to w zaskakująco łagodnym tonie.
Danuta Martyniuk przyznała, że bała się tego wywiadu. Obawiała się, że emocjonalność syna weźmie górę. Jak podkreśliła, Daniel potrafi mówić z pasją, ale czasem zbyt impulsywnie. Tym razem jednak – mimo że wywiad wywołał burzę – matka dostrzegła w nim także pozytywy. Wyznała, że jej syn to człowiek inteligentny, dobrze wychowany i wykształcony. – Pod tym względem jestem z niego dumna – powiedziała w rozmowie z „Faktem”.
Wypowiedź Danuty Martyniuk stanowi wyraźny kontrast wobec jej wcześniejszych, bardzo surowych ocen. Przypomnijmy – gdy Daniel przechodził trudniejszy czas, nie szczędziła ostrych słów. Wprost nazwała go wtedy narkomanem, przyznała, że musiała stawiać mu ultimatum i deklarowała odcięcie się od niego, jeśli nie podejmie leczenia. Teraz zdaje się dostrzegać nie tylko jego błędy, ale także drogę, jaką przeszedł – niezależnie od tego, czy była równa i stabilna.
Zmiana pokoleniowa – inne spojrzenie na rodzinę
Danuta Martyniuk nie ograniczyła się jednak tylko do komentarza w sprawie syna. W rozmowie zdradziła również, jak dziś postrzega swoje miejsce w rodzinie – jako matka, ale także jako babcia. Obecnie ma jedną wnuczkę, a wkrótce pojawi się na świecie drugi wnuk. To wydarzenia, które poruszają ją głęboko – zwłaszcza że, jak sama przyznała, od lat skupiała się niemal wyłącznie na innych, zbyt często rezygnując z siebie.
– Może za dużo mu pozwalałam, ale postanowiłam sobie, że wnuki będą już mnie słuchać, a nie ja wnuków – wyznała z pewnym uśmiechem. To zdanie zdradza nową postawę – mniej uległą, bardziej świadomą, wynikającą z doświadczenia. Zapowiada, że nie zamierza już na każde zawołanie rzucać wszystkiego, by rozwiązywać cudze problemy. Chce więcej czasu dla siebie, ale nie zamierza rezygnować z bycia wsparciem dla rodziny.
Emocjonalna siła w prostych słowach
W słowach Danuty Martyniuk słychać zmęczenie, ale i determinację. – Ile wnuków będzie, tyle zawsze przyjmę w swym domu – mówi. Podkreśla, że nawet jeśli zabraknie jej sił, nie zabraknie jej serca. Dla dzieci i wnuków zawsze znajdzie miejsce, czas i uwagę. To deklaracja kobiety, która przez lata dźwigała ciężar nie tylko medialnych kontrowersji, ale też bardzo prywatnych, rodzinnych trudności.
Jej wypowiedzi nie są gładkie ani wystudiowane – są ludzkie. Mówi o tym, że cierpiała, że czuła się bezradna, że czasem opadały jej ręce. Ale też o tym, że kocha, wspiera i – jak sama przyznaje – nadal chce scalać rodzinę. W czasach, w których zbyt łatwo się od siebie odwracamy, to może jednak więcej niż tylko matczyna deklaracja. To emocjonalny kręgosłup całego tego poruszenia wokół nazwiska Martyniuków.