Zełenski nie odpuścił Trumpowi. Po tych słowach nie było już miejsca na dyplomację

Trwa kolejna fala rosyjskich ataków, giną cywile, a świat – zamiast mówić jednym głosem – rozmywa granice odpowiedzialności. Właśnie w takim kontekście padły słowa Donalda Trumpa, które wywołały natychmiastową i emocjonalną reakcję prezydenta Ukrainy. Zełenski nie tylko odpowiedział, ale też wystosował jednoznaczny komunikat do wszystkich, którzy próbują relatywizować rosyjskie zbrodnie.

Ataki nie ustają, odpowiedź Ukrainy jest szybka

Rosja ponownie uderzyła, tym razem w Charków. Zastosowanie amunicji kasetowej doprowadziło do śmierci jednej osoby i ponad pięćdziesięciu rannych. Ucierpiały także szkoły i budynki publiczne. Skala zniszczeń wykraczała poza zwykły ostrzał – to był celowy atak wymierzony w infrastrukturę cywilną.

Ukraina nie czekała z odpowiedzią. Kilka godzin po nalocie siły zbrojne przeprowadziły kontruderzenie na obwód iwanowski, atakując bazę wojskową, gdzie stacjonowała rosyjska brygada rakietowa. Moment uderzenia zarejestrowali cywile. To pokazuje, że wojna nie toczy się już tylko na froncie – rozlewa się na całe terytoria i niszczy wszystko, co spotka na swojej drodze.

W tym kontekście trudno dziwić się emocjom Zełenskiego. Kiedy giną dzieci, a szkoły zamieniają się w gruzowiska, trudno słuchać komentarzy, które próbują dopatrzyć się w tym „błędu”.

Trump sugeruje pomyłkę. Zełenski: „To morderstwo”

Słowa byłego prezydenta USA o możliwym błędzie ze strony Moskwy przy ataku na Sumy wywołały poruszenie – Zełenski nie czekał z odpowiedzią. Jasno i bez ogródek stwierdził, że nie można mówić o pomyłce, jeśli w samym centrum miasta eksplodują nie pojedyncze, lecz liczne rakiety.

W jego ocenie takie słowa relatywizują zbrodnie wojenne i podważają jednoznaczny obraz rosyjskiej agresji. Zełenski podkreślił, że atak nie miał nic wspólnego z frontem – był wymierzony bezpośrednio w ludność cywilną. W wyniku ostrzału zginęły 35 osoby, w tym dwoje dzieci. Rannych jest ponad stu.

„Przepraszam, ale to jest morderstwo” – powiedział Zełenski podczas konferencji prasowej. Trudno o mocniejszy przekaz. W jego oczach bagatelizowanie tej tragedii to nie tylko błąd polityczny, ale też moralny. Bo jeśli przyjmiemy, że to mógł być wypadek – to co dalej? Czy każda kolejna ofiara stanie się po prostu efektem ubocznym?

Dyplomacja na zakręcie. Zełenski ostrzega przed kompromisami

Poza krytyką Trumpa, Zełenski odniósł się również do zmieniającego się tonu polityki USA. Z jednej strony wyraził wdzięczność wobec tych amerykańskich polityków, którzy jasno potępili rosyjskie działania – wymieniając choćby senatora Marco Rubio. Z drugiej strony zauważył coraz większą ostrożność w oficjalnych reakcjach Waszyngtonu.

Według ukraińskiego prezydenta to efekt strategii, która ma przygotować grunt pod ewentualne negocjacje. Tyle że – jak zauważył – zbyt łagodna reakcja na brutalność agresora może nie prowadzić do pokoju, ale do kapitulacji moralnej.

„Wielu naszych partnerów zareagowało stanowczo, ale część amerykańskich sygnałów brzmi coraz bardziej zachowawczo” – mówił Zełenski. I trudno nie dostrzec w jego słowach nuty rozczarowania. Bo jak prowadzić wojnę obronną, mając świadomość, że część sojuszników zaczyna myśleć o kompromisach?

Ignorowanie realiów wojny i szukanie politycznego złotego środka może doprowadzić nie do końca wojny, ale do kolejnej jej odsłony. Zełenski ostrzega: to nie czas na dyplomatyczne balansowanie, lecz na jednoznaczność. W przeciwnym razie cenę zapłacą nie politycy, lecz zwykli ludzie – tacy jak ci, którzy zginęli w Sumach.