Wirus RSV uderza z zaskoczenia – liczba zakażeń w Polsce bije rekordy

Miało być lekko i wiosennie, a skończyło się na przepełnionych poradniach i szpitalnych oddziałach. Choć dla wielu z nas infekcja dróg oddechowych w kwietniu to po prostu efekt „przesilenia”, lekarze biją na alarm. W 2025 roku odnotowano aż 137% więcej przypadków zakażeń wirusem RSV niż rok wcześniej, a liczby wciąż rosną. Skąd ten nagły skok i czy rzeczywiście mamy się czego obawiać?

RSV – niewidoczny przeciwnik z poważnymi skutkami

Nazwa „Respiratory Syncytial Virus” może brzmieć specjalistycznie, ale skutki jego działania odczuwa coraz więcej Polaków. Wirus ten odpowiada za infekcje dróg oddechowych, szczególnie groźne dla dzieci i osób starszych. W skrajnych przypadkach prowadzi do zapalenia płuc czy oskrzeli, a nieleczony – do hospitalizacji. Choć bywa mylony ze zwykłym przeziębieniem, jego objawy mogą eskalować błyskawicznie.

W ciągu roku liczba przypadków wzrosła z nieco ponad 36 tysięcy do ponad 87 tysięcy. Taki przyrost trudno zbagatelizować – zakażenia występują już nie tylko zimą, ale także wiosną, co dla lekarzy stanowi wyraźny sygnał, że sezonowość tego wirusa zaczyna się rozmywać. Jednocześnie, jak zauważa lek. Klaudiusz Komor z Naczelnej Izby Lekarskiej, ogromny wpływ na sytuację mają czynniki społeczne – m.in. brak nawyku izolacji i zbyt swobodne podejście do higieny w przestrzeni publicznej.

Zakaźność RSV i brak skutecznej ochrony

Choć od czasów pandemii jesteśmy bardziej wyczuleni na temat chorób zakaźnych, wiele osób wciąż lekceważy objawy, które mogą wskazywać na wirusowe zakażenie. RSV rozprzestrzenia się drogą kropelkową, więc do transmisji wystarczy bliski kontakt z osobą chorą – nawet podczas rozmowy czy wspólnego korzystania z przedmiotów codziennego użytku. Właśnie dlatego wirus tak szybko opanowuje szkoły, przedszkola i zatłoczone miejsca.

Problem w tym, że – w przeciwieństwie do wielu innych wirusów – RSV nie ma skutecznej szczepionki. Leczenie polega głównie na łagodzeniu objawów, a skuteczna ochrona spoczywa w rękach samych obywateli. Częste mycie rąk, unikanie tłumów i odpowiedzialne podejście do choroby mogą zdziałać więcej, niż się wydaje. Warto też pamiętać, że osoby najbardziej narażone – wcześniaki, dzieci z chorobami serca, seniorzy – mogą wymagać indywidualnej ochrony farmakologicznej.

Profilaktyka ma sens – pod warunkiem, że traktujemy ją poważnie

Trudno oczekiwać, że społeczeństwo z dnia na dzień zmieni swoje nawyki. Ale może warto zadać sobie pytanie: czy naprawdę tak trudno zostać w domu, jeśli kaszlemy i mamy gorączkę? Albo – skoro mydło i woda są w zasięgu ręki – dlaczego nadal widzimy tylu ludzi opuszczających toalety bez mycia rąk? Wydaje się, że najprostsze środki wciąż są najbardziej ignorowane.

Warto także przypomnieć, że unikanie dużych skupisk ludzi, zwłaszcza w zamkniętych pomieszczeniach, to nie panika – to rozsądek. A jeśli mamy w domu dziecko poniżej 2. roku życia lub starszą osobę z chorobami przewlekłymi, powinniśmy szczególnie dbać o ich bezpieczeństwo. Czasem wystarczy kilka drobnych gestów, by nie tylko chronić najbliższych, ale też odciążyć system ochrony zdrowia. Nie zawsze trzeba działać spektakularnie – wystarczy konsekwentnie.