
Wśród drzew leśnictwa Jednorożec w gminie Przasnysz odkryto 60 szczelnie owiniętych kanistrów, które — jak podejrzewają leśnicy — mogą zawierać niebezpieczne odpady chemiczne. Leżące z dala od dróg pojemniki wzbudziły natychmiastowe podejrzenia o celowe porzucenie nielegalnych substancji. Sprawę bada policja, straż pożarna i specjaliści z Lasów Państwowych.
Środek lasu, czarna folia i pytanie: kto to zrobił?
Zgłoszenie o niepokojącym znalezisku trafiło do służb po tym, jak leśnicy podczas rutynowego patrolu natrafili na rozrzucone pojemniki — każdy o pojemności 20 litrów, starannie owinięty czarną folią. W sumie było ich około sześćdziesięciu. Miejsce porzucenia nie było przypadkowe — oddalone od dróg, głęboko w lesie, tak by trudno było je dostrzec z zewnątrz. Rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Olsztynie nie owijał w bawełnę, nazywając to „toksyczną zbrodnią przeciwko naturze”.
Takie sformułowanie nie jest przesadą. Wyrzucenie potencjalnie trujących substancji w środowisku leśnym mogło doprowadzić do skażenia gleby, wód gruntowych i śmierci roślin oraz zwierząt. Choć nie wiadomo jeszcze, co dokładnie zawierają pojemniki, zagrożenie — choćby teoretyczne — budzi zrozumiałe emocje. Tym bardziej że las nie jest miejscem przypadkowym. Jest wyborem — intencjonalnym, ukierunkowanym na ukrycie śladów.
Śledztwo trwa, służby ostrożnie komentują sytuację
Na miejscu pracowali policjanci i strażacy. Funkcjonariusze potwierdzili obecność 60 kanistrów, a straż pożarna przeprowadziła wstępną ocenę zagrożenia — nie stwierdzono bezpośredniego niebezpieczeństwa dla ludzi ani środowiska, choć na tym etapie ostrożność pozostaje wskazana. Trwa identyfikacja zawartości i próba ustalenia, kto stoi za porzuceniem chemikaliów.
Rzeczniczka przasnyskiej policji, asp. Ilona Cichocka, podkreśliła, że śledczy prowadzą intensywne czynności wyjaśniające. To, czy mamy do czynienia z nielegalnym składowiskiem odpadów przemysłowych, czy też próbą pozbycia się niebezpiecznych substancji z innych źródeł, pozostaje na razie bez odpowiedzi.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że ten przypadek to nie tylko złamanie przepisów, ale i brutalna obojętność wobec świata przyrody. Las nie zapyta, kto go zatruł — ale poniesie konsekwencje bez słowa sprzeciwu.