
W relacjach Warszawy z Moskwą od dawna nie ma cienia zaufania, ale teraz sprawy przybrały jeszcze bardziej niepokojący obrót. Rosyjskie władze właśnie opublikowały nową listę osób poszukiwanych – a wśród nich znaleźli się obywatele Polski. Powód? Wsparcie dla demokracji, sprzeciw wobec reżimu i… niewygodna niezależność. W tle polityczna rozgrywka, w której Kreml nie ukrywa, że nie zapomina i nie wybacza.
Od zamrożenia kontaktów do aktywnej wrogości
Od momentu rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku relacje polsko-rosyjskie są de facto martwe. Ambasady wciąż działają, ale dyplomacja ogranicza się do minimum. Ocieplenie? Nie widać na horyzoncie. Gdy Zachód nakłada sankcje, a Polska staje się jednym z głównych hubów pomocy dla Ukraińców i białoruskich uchodźców politycznych, Rosja odpowiada w sposób dobrze jej znany – represją i zastraszaniem.
Nie chodzi już tylko o deklaracje czy ostre wypowiedzi. W tle toczy się wojna hybrydowa – dezinformacja, cyberataki, prowokacje graniczne i akty szpiegostwa. I choć wiele z tych działań pozostaje poza kadrem medialnym, skutki są realne. Polska wzmacnia kontrwywiad, zatrzymuje agentów, monitoruje wpływy. Tymczasem Kreml pokazuje, że nie zapomniał o tych, którzy aktywnie wspierają wolność – szczególnie na wschód od Polski.
Lista gończa Putina – pretekst czy groźba?
Rosja opublikowała listę poszukiwanych, na której znalazło się kilkanaście nazwisk obywateli Polski. Kogo ściga Kreml? Działaczy, dziennikarzy, osoby zaangażowane w promocję praw człowieka i pomoc dla opozycjonistów. Moskwa nie sili się na subtelność – to polityczna demonstracja siły.
Szczególne miejsce na tej liście zajmuje Agnieszka Romaszewska-Guzy – twórczyni i wieloletnia dyrektorka telewizji Biełsat, stacji wspierającej niezależne media na Białorusi. Rosjanie wystawili za nią list gończy bez oficjalnych zarzutów, bez nagłośnienia – po cichu, ale z jasnym sygnałem. To nie jest przypadkowy wybór – to uderzenie w twarz dobrze znaną z imienia.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że nie chodzi o prawo, lecz o politykę. Wydawanie listów gończych wobec cudzoziemców za działania zgodne z międzynarodowym prawem, to próba narzucenia własnych reguł poza granicami kraju. Rodzi się pytanie: co dalej? Czy lista będzie się wydłużać? Czy inne kraje również zaczną dostawać „ostrzeżenia” od Kremla?
Azyl jako akt sprzeciwu
Nie jest tajemnicą, że Polska stała się bezpieczną przystanią dla wielu przeciwników reżimów Putina i Łukaszenki. Uchodźcy polityczni z Rosji i Białorusi traktują Warszawę nie tylko jako miejsce schronienia, ale także jako bazę działania. Dla władz w Moskwie i Mińsku to nie do zaakceptowania. I choć Polska nie prowadzi z nimi otwartej wojny, wsparcie dla wolnych mediów i organizacji demokratycznych wystarcza, by znaleźć się na celowniku.
Moskwa wykorzystuje wszystkie możliwe narzędzia – także te, które jeszcze niedawno wydawały się zarezerwowane dla walki z przestępczością zorganizowaną. Wystawienie listu gończego za dziennikarza? Za aktywistę? To nie tyle absurd, co przerażający precedens. W tym wszystkim najważniejsze jednak jest to, by nie dać się zastraszyć. Bo jeśli dziś milczymy, jutro nikt już nie zapyta, gdzie kończy się prawo, a zaczyna władza.