Papież Franciszek nie żyje. Donald Tusk nie pojawi się na pogrzebie – „ktoś musi zostać w kraju”

W wieku 88 lat zmarł papież Franciszek. Pontyfikat Argentyńczyka, który zmienił oblicze Kościoła, dobiega końca wraz z jego odejściem. Uroczystości pogrzebowe odbędą się w sobotę w Rzymie, a Polskę reprezentować będą prezydent Andrzej Duda i marszałek Szymon Hołownia. Zabraknie premiera Donalda Tuska. Jego decyzja odbiła się szerokim echem.

Śmierć w dzień nadziei

Papież Franciszek odszedł w poniedziałek wielkanocny – w dzień, który w chrześcijańskiej tradycji symbolizuje nowe życie, zwycięstwo nad śmiercią, a także otwarcie tego, co było dotąd zamknięte. Ironia losu? A może znak? Dla wielu ta symbolika była nieprzypadkowa. Franciszek, papież-poeta, który od dekady próbował otworzyć Kościół na świat, właśnie w tym dniu zakończył swoją drogę.

Jego śmierć, spowodowana udarem mózgu, poruszyła miliony katolików. W ciągu dziesięciu lat pontyfikatu zdążył zyskać status nie tylko głowy Kościoła, ale też jego ludzkiego oblicza – człowieka, który nie bał się trudnych tematów i mówił o nich z czułością, a czasem z uporem. Jego odejście zakończyło pewną epokę – otwartości, empatii i nieustannych prób dialogu.

W Rzymie rozpoczął się okres sede vacante – czas bez papieża. Kościół znów czeka. Czeka na wybór, ale może też na oddech po dekadzie zmian.

Decyzja Tuska. Symbol czy unikanie?

Gdy cały świat szykuje się na uroczystości pożegnalne, w Polsce wybrzmiała decyzja premiera Donalda Tuska – nie poleci do Watykanu. Jak wyjaśnił, „ktoś musi zostać w kraju i czuwać nad porządkiem tutaj, na miejscu”. Decyzja – choć zgodna z protokołem i ustalona z prezydentem – zaskoczyła. Nie tyle samą absencją, ile jej tonem.

Wypowiedź Tuska w Sejmie miała charakter prosty, niemal surowy. Żadnych wielkich słów, żadnych podniosłych deklaracji. Tylko stwierdzenie faktu i wyraźne podkreślenie obowiązku wobec kraju. Można odnieść wrażenie, że premier celowo chciał uniknąć patosu – może z szacunku do zmarłego, a może po prostu z chłodnej kalkulacji.

W tle tej decyzji pobrzmiewa echo pewnej polskiej specyfiki. Tradycji, w której politycy – nawet ci najwyższej rangi – w obliczu wielkich wydarzeń wybierają skromność. A może to tylko sprytna gra gestem, który nie wchodzi w konflikt z niczyim sumieniem?

Świat żegna głowę Kościoła

Na wiadomość o śmierci Franciszka zareagowali najważniejsi światowi przywódcy. Wśród nich Donald Trump, który – zgodnie ze swoim stylem – napisał krótko i mocno. Emmanuel Macron z kolei przywołał franciszkańskie wartości – nadzieję, troskę o najuboższych i jedność z naturą. Zadziwiająco głęboko zabrzmiały też słowa Władimira Putina, który podkreślił rolę papieża w promowaniu dialogu z Kościołem prawosławnym i współpracy z Rosją.

Uroczystości pogrzebowe zaplanowano na sobotę o godzinie 10:00. Papież Franciszek spocznie w Bazylice Matki Bożej Większej – świątyni, którą szczególnie ukochał. To miejsce – mniej znane niż Bazylika św. Piotra, ale głęboko związane z jego duchowością – będzie świadkiem pożegnania człowieka, który przez lata próbował zmieniać niezmienne.

Watykan spodziewa się dziesiątek tysięcy wiernych, a także licznych delegacji państwowych. Wszystko wskazuje na to, że sobota stanie się dniem nie tylko pożegnania, lecz także przypomnienia o tym, czym był Kościół pod przewodnictwem Franciszka – i co zostawił po sobie jego następca.

A my, z tego dalekiego krańca Europy, patrzymy – jedni z żalem, inni z dystansem – i zadajemy sobie pytanie, które powraca po śmierci każdego wielkiego przywódcy: czy jego misja była spełniona?