Donald Trump niespodziewanie odwołał planowane spotkanie z Władimirem Putinem, które miało odbyć się w Bukareszcie. W zamian amerykański prezydent ogłosił wprowadzenie szerokiego pakietu sankcji wobec rosyjskich koncernów energetycznych. To pierwszy tak zdecydowany ruch wobec Moskwy podczas jego drugiej prezydentury.
Od dyplomacji do presji
Podczas środowego spotkania w Białym Domu Trump wyjaśnił, że rozmowy z Putinem „nigdzie nie prowadzą”, a dalsze negocjacje bez postępów nie mają sensu. Wraz z decyzją o odwołaniu szczytu, administracja USA ogłosiła sankcje wobec Rosneftu i Lukoilu – największych firm naftowych w Federacji Rosyjskiej. Mają one obejmować zamrożenie aktywów, zakaz transakcji finansowych i ograniczenia eksportowe w sektorze energetycznym.
Prezydent USA podkreślił, że działania mają charakter tymczasowy i mogą zostać zniesione, jeśli Moskwa podejmie „konstruktywny dialog”. Jak ujął to Trump, „nie chcemy, by Putin miał całą Ukrainę, ale chcemy, by zaczął rozmawiać poważnie”.
Reakcje i skutki polityczne
Sekretarz Skarbu Scott Bessent określił sankcje jako „jedne z największych w historii wobec Rosji”. Dla części państw europejskich decyzja Trumpa była zaskoczeniem – oczekiwano przełomu w rozmowach, tymczasem USA postawiły na presję ekonomiczną.
Analitycy zwracają uwagę, że gest odwołania spotkania to sygnał siły, ale też test dla Moskwy. Putin, chcąc wrócić do stołu negocjacyjnego, musi teraz wykazać inicjatywę. Tymczasem w Rosji rozpoczęły się ćwiczenia sił strategicznych, co tylko podgrzało napięcie. Trump tym ruchem przypomniał światu, że jego polityka – nawet w czasach drugiej kadencji – nadal opiera się na nieprzewidywalności i demonstracji twardej postawy.