Trzy tygodnie po głośnym incydencie na pokładzie lotu z Malagi do Warszawy Daniel Martyniuk przerywa milczenie. Syn znanego muzyka zaprzecza, jakoby był agresorem i twierdzi, że to on został sprowokowany. W emocjonalnych wpisach zapowiada, że nie zamierza się cofać — nawet jeśli sprawa trafi do sądu.
Awantura, która zakończyła się lądowaniem w Nicei
21 października lot Wizz Air z Hiszpanii do Polski musiał niespodziewanie lądować we Francji. Według przewoźnika decyzja zapadła z powodu „agresywnego pasażera”. Media szybko ustaliły, że chodzi o 36-letniego Daniela Martyniuka. Awantura miała rozpocząć się po odmowie sprzedaży alkoholu, a napięcie na pokładzie rosło z minuty na minutę. Po lądowaniu w Nicei Martyniuk został wyprowadzony przez służby, a samolot wznowił rejs do Warszawy.
Martyniuk: „To ja byłem ofiarą, nie sprawcą”
Po kilku tygodniach milczenia syn Zenka Martyniuka opublikował własną wersję wydarzeń. Jak twierdzi, nie zachowywał się agresywnie, a cała sytuacja zaczęła się od szyderczego komentarza stewardesy i reakcji pasażerów. „Poprosiłem o dwa piwa i colę. Stewardesa odmówiła z uśmiechem, a ludzie zaczęli się ze mnie śmiać. Francuska policja przyznała mi rację” — napisał na Instagramie. Martyniuk uważa, że stał się celem nagonki i że media przedstawiają jego historię jednostronnie.
„Nie zapłacę ani grosza” – zapowiedź sądowej batalii
Choć linie lotnicze zrezygnowały z żądania odszkodowania, Daniel Martyniuk zapowiedział, że sam wystąpi przeciwko przewoźnikowi. „Nie zapłacę nic i jeśli przegram, pójdę siedzieć, ale nie zapłacę nawet pół grosza” — napisał w sieci. Dodał, że sprawą ma zająć się Fundacja Helsińska, a on sam planuje wyjazd do Strasburga. W jego relacjach przewija się poczucie krzywdy i walka z systemem, który – jak twierdzi – przez lata go „gnębił i poniżał”. Emocjonalne wypowiedzi Martyniuka pokazują, że dla niego to już nie tylko spór o lot, lecz również próba odzyskania kontroli nad własnym wizerunkiem.