Karol Nawrocki w Berlinie – rachunek, którego Niemcy nie mogą zignorować

Inauguracyjna wizyta prezydenta Karola Nawrockiego w Berlinie stała się wydarzeniem, które wymyka się schematom protokolarnych spotkań. Trudno udawać, że chodzi jedynie o uścisk dłoni i kilka kurtuazyjnych zdań. Do Berlina przyjechał polityk, który otwarcie mówi o długu, jaki Niemcy mają wobec Polski — i który domaga się, aby ten dług został wreszcie spłacony.

Reparacje jako sprawdzian odpowiedzialności

Podróż do Berlina nie jest dyplomatycznym spacerem po czerwonym dywanie, lecz konfrontacją z historią, która w Polsce nigdy nie została zapomniana. Polska konsekwentnie przypomina, że straty spowodowane niemiecką okupacją oszacowano na 1,3 biliona euro i że te liczby mają wymiar nie tylko finansowy. Za każdą cyfrą stoją ludzie, ofiary, rodziny wyrwane z życia przez wojnę. Dlatego mówienie o reparacjach to nie jest zabieg polityczny, lecz moralne żądanie — prosty obowiązek wobec tych, którzy cierpieli.

Nawrocki jasno zasygnalizował, że kwestia reparacji znajdzie się w centrum jego rozmów. Wypowiedzi niemieckich komentatorów zdradzają niepokój — wiedzą bowiem, że Polska nie zamilknie w tej sprawie, niezależnie od tego, jak często Berlin będzie próbował zasłaniać się argumentami prawnymi. Prawa można interpretować na wiele sposobów, lecz zbrodni i krzywd wyrządzonych milionom ludzi nie da się wymazać żadnym dokumentem ani deklaracją.

Pamięć, której Niemcy nie przechowują

W niemieckich gazetach można znaleźć zdania, które brzmią jak przyznanie do winy, ale zarazem odsłaniają niewygodną prawdę — wielu Niemców wciąż nie ma świadomości, jak potworną cenę zapłaciła Polska za niemiecką okupację. „Sueddeutsche Zeitung” nazwała Nawrockiego „posłańcem ze starym rachunkiem”, lecz w tym określeniu pobrzmiewa także bezradność. Bo jak rozliczyć się z rachunkiem, którego większość społeczeństwa nawet nie widzi?

To właśnie luka w pamięci historycznej boli najbardziej. Reparacje nie są jedynie finansowym żądaniem, lecz przypomnieniem o tym, że miliony ofiar nigdy nie doczekały się symbolicznego gestu uznania. Niemieckie media same przyznają, że taki gest — choćby w formie wsparcia dla ostatnich żyjących świadków wojny czy budowy pomnika polskich ofiar okupacji — jest dramatycznie spóźniony. Słowa pozostają jednak tylko słowami, a Polska ma prawo oczekiwać czynów.

Berlin wobec własnej historii

Nawrocki swoim stanowiskiem nie prowokuje — on przypomina. Historia nie znika wraz z kolejnymi rocznicami, a rachunki z przeszłości pozostają otwarte tak długo, jak długo nie zostaną uregulowane. W tym sensie wizyta w Berlinie staje się testem nie tyle dla polskiej polityki, ile dla niemieckiej odpowiedzialności. Reparacje są sprawdzianem gotowości Niemiec do przyjęcia prawdy o własnej historii, bez wymówek i półśrodków.

Dlatego pełne poparcie dla Nawrockiego w tej kwestii nie jest wyborem politycznym, lecz postawą moralną. Polska nie prosi o przysługę. Polska żąda tego, co jej się należy. Niemcy muszą oddać pieniądze — bo inaczej rana pozostanie otwarta, a słowo „pojednanie” będzie pustym frazesem.