Tragiczny strzał w Młyniskach – noc, która zmieniła życie całej wsi

Na lubelskiej wsi, gdzie codzienność zwykle wyznacza rytm pól, lasów i spokojnych rozmów sąsiadów, padły strzały, które w jednej chwili odebrały życie człowiekowi i spokój całej społeczności. Dramat, do którego doszło przed domem 60-letniego mieszkańca, nie jest tylko tragiczną historią jednostki – to opowieść o granicach ludzkiej odpowiedzialności, o złudnym poczuciu kontroli i o tym, jak jedna decyzja potrafi przerwać ciągłość zwyczajnego dnia.

Śmierć na oświetlonym podwórku

Sobota 16 sierpnia zapisała się w pamięci mieszkańców Młynisk jako noc dramatycznych wydarzeń. Pan Andrzej, pracownik zarządu dróg powiatowych i pasjonat hodowli gołębi, wyszedł przed dom po tym, jak usłyszał podjeżdżający samochód. Chciał sprawdzić, co dzieje się w okolicy. Kilka chwil później został śmiertelnie trafiony pociskiem, który przeszył jego płuco. Kolejne dwa naboje – jeden w ogrodzeniu, drugi wciąż nieodnaleziony – stały się materialnym dowodem chaosu tamtej nocy.

Świadkowie mówią o krzykach i dramatycznym zamieszaniu, które przecięły ciszę spokojnej wsi. Tym bardziej niezrozumiałe pozostaje, jak do tragedii doszło w miejscu oświetlonym lampami solarnymi, w odległości zaledwie kilkudziesięciu kroków od domu ofiary.

Syn znanego przedsiębiorcy przed wymiarem sprawiedliwości

Za spust pociągnął Sławomir A., czterdziestoletni syn lokalnego potentata mięsnego. Wraz z nim obecni byli dwaj inni myśliwi i jego dwunastoletni syn – dziecko, które musiało patrzeć na dramat rozgrywający się przed jego oczami. Prokuratura postawiła Sławomirowi A. zarzut umyślnego zabójstwa.

Śledczy analizują tor lotu kul, warunki widoczności i decyzje podjęte w decydujących sekundach. Pytają, jak mogło dojść do takiej pomyłki, skoro ofiara znajdowała się w świetle, a broń wyposażona była w lunetę. Tym bardziej że w Młyniskach dziki pojawiają się niezwykle rzadko, a polowanie w tej okolicy wydaje się co najmniej wątpliwe.

Wieś, która straciła spokój

Młyniska – niepozorna miejscowość oddalona o pięćdziesiąt kilometrów od Lublina – znalazła się nagle w centrum uwagi. Pan Andrzej był człowiekiem znanym i cenionym, planował emeryturę, a wolne chwile poświęcał hodowli gołębi. Teraz wspominają go sąsiedzi, którzy nie potrafią pogodzić się z nagłą stratą. Rodzina – teściowa, dzieci, wnuki – wciąż wraca do chwil tamtej nocy, które w jednej sekundzie zburzyły ich codzienność.

W tle tej tragedii pozostaje szersze pytanie o bezpieczeństwo polowań w pobliżu domów i pól uprawnych. Wydarzenia z Młynisk przypominają, że granica między pasją a zagrożeniem bywa cienka – a skutki jednej decyzji mogą być nieodwracalne.